Najlepszy chemik jest z Mickiewicza
|Bartłomiej Cytlau finalista LXLLL Olimpiady Chemicznej – Moja przygoda z chemią zaczęła się na poważnie w trzeciej klasie gimnazjum. To wtedy moja wspaniała nauczycielka, pani Marlena Bojara-Jankowska, zaproponowała, bym spróbował swoich sił w kuratoryjnym konkursie chemicznym. Pomyślałem – „czemu nie?”. Napisałem test z pierwszego etapu bez żadnego przygotowania. Wtedy zbytnio mi na tym nie zależało i uznałem, że co będzie, to będzie. Okazało się, że awansowałem do szczebla rejonowego, a później do etapu centralnego. Był to dla mnie szok! Nigdy nie przykładałem się do chemii i dopiero po tym fakcie zacząłem się po prostu uczyć – Tak pisze o sobie pierwszy chemik w Słupsku. Bartłomiej Cytlau był jedynym reprezentantem naszego regionu na finale LXIII Olimpiady Chemicznej. Zdobycie przez niego tytułu finalisty jest również olbrzymim sukcesem dla II Liceum Ogólnokształcącego z Oddziałami Dwujęzycznymi im. Adama Mickiewicza w Słupsku. Dla szkoły był to pierwszy finalista olimpiady chemicznej od 1976 roku.
Starałem się nie tylko czerpać wiedzę od pani Bojary-Jankowskiej i pracy z nią, ale także uczyć się samodzielnie. Pani Marlena miała zresztą na mnie wielki wpływ. To ona zaraziła mnie chęcią uczenia się i sprawiła, że jestem tu, gdzie jestem. Bez jej pomocy, rad i ciężkiej, mozolnej pracy jaką we mnie włożyła, nic by z tego nie wyszło. Udało mi się zdobyć tytuł finalisty konkursu kuratoryjnego, ale wiedziałem już, że to nie będzie koniec mojej przygody z chemią.
W pierwszej klasie liceum postawiłem sobie jeden jasny cel – wygraną w olimpiadzie chemicznej, która zapewniłaby mi stuprocentowy wynik na maturze. Choć pochłonąłem materiał licealny w ciągu pierwszych semestrów zdawałem sobie sprawę, że będzie to zadanie niezwykle trudne do wykonania. I wtedy wydarzyło się dla mnie coś niezwykłego. Po pierwszej, można powiedzieć szczeniackiej, fascynacji chemią zacząłem dostrzegać jej głębię i piękno. Zrozumiałem brak przypadku w otaczającym nas świecie, to, że wszystkich nas budują jakieś małe drobinki przekazujące między sobą energię. Jednak zaczęło mi się wydawać, że chemia to zbyt mało, aby dowiedzieć się wszystkiego czego chcę. Wywołało to kolejny bum na naukę – tym razem również z zakresu humanistyki. Zapragnąłem po prostu wiedzieć więcej.
W drugiej klasie liceum uznałem, że jestem w końcu gotowy, by wziąć udział w olimpiadzie chemicznej. Przystąpienie do niej było dla mnie lekcją pokory, która pokazała mi, jak wiele jeszcze brakuje mi, by osiągnąć sukces. Całą olimpiadę zakończyłem bowiem na pierwszym etapie. To niepowodzenie zmotywowało mnie do ustalenia na nowo swoich priorytetów. Postanowiłem konsekwentnie poświęcać codziennie odrobinę czasu na przyswajanie poważniejszej literatury chemicznej. Miałem w końcu na to cały rok.
Trzecia klasa liceum była dla mnie kolejną szansą na dobry wynik w olimpiadzie. Po dwóch tygodniach od udziału w pierwszym etapie dowiedziałem się o zakwalifikowaniu się do kolejnego szczebla konkursu, a po trzech do finału wojewódzkiego. Marzyłem o tym, jednak było to dla mnie spore przeżycie, którego kompletnie się nie spodziewałem! Ciężko jest opisać radość jaką wtedy czułem. 31 marca, kiedy jechałem do Warszawy na finał LXIII Olimpiady Chemicznej, był dla mnie jednym z najważniejszych dni w życiu. Wreszcie miałem okazję potwierdzić na najwyższym poziomie, że wiele miesięcy ciężkiej nauki nie poszło na marne. I stało się! Zdobyłem tytuł finalisty! Był to ogromny sukces, za którym stała ciężka praca. Jednak nie dokonałbym tego bez moich przyjaciół i ludzi, których poznałem, bez pani Anny Domańskiej, która wspierała mnie słowem i obecnością podczas kolejnych etapów. Mam ochotę powiedzieć wszystkim, że warto robić to, co się lubi, a kiedy robi się to rzetelnie w końcu przyjdzie upragniony sukces.